Lider rozgrywek Klasy okręgowej nie dał rady Zawiszy. Remisujemy z rezerwami Widzewa 2:2.
Na nasz stadion przyjechała drużyna, która na siedem rozegranych spotkań odniosła 7 zwycięstw. Jak wiadomo z uwagi na liczną kadrę pierwszej drużyny Widzewa, zawodnicy którzy dochodzą do pełnej dyspozycji po kontuzji czy też rozgrywają najmniej minut ogrywani są właśnie w drużynie rezerw. Nie inaczej było i tym razem, choć liczba wzmocnień z racji rozgrywania meczu II-ligowego w zasadzie w tym samym terminie, była trochę mniejsza niż miało to miejsce w innych spotkaniach. I tak na Zawiszy nie zobaczyliśmy ostatecznie Maćka Humerskiego, byli za to Marek Zuziak, Damian Paszliński, Kacper Falon, Marcin Pieńkowski i na ostatnie 30 min Bartek Niedziela.
Na takie spotkania nie trzeba nikogo dodatkowo mobilizować. Trener Michał Osiński oprócz Patryka Przybylskiego i Michała Łągiewczyka miał do dyspozycji wszystkich pozostałych zawodników. Jak się później okazało brak wymienionych wcześniej nie wpłynął negatywnie na poczynania naszego zespołu.
Spotkanie na dobre rozpoczęło się około 15 minuty meczu. Najpierw sygnał do ataku Widzewa dał Marek Zuziak, który minął kilku naszych zawodników, ale jego strzał został zablokowany. Chwilę później akcja przeniosła się pod drugie pole karne, gdzie w zamieszaniu podbramkowym faulowany był najprawdopodobniej Bartek Bronka, a sędzia główny bez wahania wskazał na 11 metr od bramki gości. Pewnym egzekutorem po raz kolejny okazał się Marcin Cander, wyprowadzając Zawiszę na prowadzenie. Dalsza część pierwszej połowy nie przyniosła zbyt wielu dogodnych sytuacji do kolejnych goli. Nasz zespół mądrze się bronił, próbując przy tym wyprowadzać szybkie kontry. Wspomnieć można jeszcze o szansie Widzewa z 22 minuty meczu i strzale nad poprzeczką oraz szansie Adriana Krzemińskiego, który doszedł w polu karnym do sytuacji strzeleckiej, naciskany przez obrońcę Widzewa oddał jednak niecelny strzał. W tej odsłonie w zasadzie nie było widać różnicy jaką powinni zrobić zawodnicy pierwszej drużyny Widzewa, a Zawisza dobrze kontrolował przebieg gry.
Na drugą połowę goście wyszli nieco mocniej zmobilizowani i ich akcje zaczęły nabierać większego rozmachu. Początkowo nadal nie przekładało się to jednak na okazje bramkowe i przez ponad 10 minut nie odnotowaliśmy poważniejszego zagrożenia pod naszą bramką. Źle zaczęło się dziać chwilę później, kiedy Widzew wykonywał dwa rzutu wolne. Drugi z nich został podyktowany w kuriozalnej sytuacji, a sporą winę za takie zdarzenie należy przypisać niestety Mikołajowi Raźnemu. Bramkarz Zawiszy przed linią bramkową zatrzymał rękoma jeden ze strzałów Widzewa, a następnie pozostawił piłkę leżącą na murawie. Po ataku jednego z zawodników gości ponownie złapał ją w ręce, a arbiter tych zawodów uznał to za nieprzepisowe zachowanie dyktując rzut wolny z wysokości 9 metra. Pierwsza próba bezpośrednio z wolnego przez naszych zawodników, stojących w zasadzie na linii bramkowej, została jeszcze zablokowana. Niestety dobitka okazała się już skuteczna i mieliśmy wynik remisowy. Szkoda, że w ten sposób straciliśmy prowadzenie bo do tego momentu nie pozwoliliśmy Widzewowi na zbyt wiele. Goście natomiast zwietrzyli szansę na odwrócenie wyniku meczu i mocniej ruszyli z atakami. Kolejną bramkę powinien zdobyć jednak Zawisza, a konkretnie Przemek Różycki, który po jednej z naszych akcji znalazł się sam przed bramkarzem gości. Na usta ciśnie się w zasadzie tylko jedno pytanie, jak on tego nie trafił?! Jesteśmy pewni, że w 9 innych takich sytuacjach "Róża" bez najmniejszych problemów umieściłby piłkę w siatce. Zdarzają się jednak w piłce właśnie takie sytuacje gdzie ciężko wytłumaczyć ich zakończenie. I jak to często bywa chwilę później niewykorzystana sytuacja zemściła się na Zawiszy i Widzew po drugiej bramce Marcina Pieńkowskiego wyszedł na prowadzenie. Do końca meczu pozostało 15 minut i o wyrównanie mogło być już bardzo trudno. Nasz zespół pokazał jednak, że nieprzypadkowo plasuje się w tabeli tuż za plecami rezerw Widzewa i ŁKS-u. W 85 minucie doprowadziliśmy do wyrównania po kolejnej "jedenastce" podyktowanej za zagranie ręką w polu karnym. Tym razem do piłki podszedł Przemek Różycki, który pewnym uderzeniem zrehabilitował się za zmarnowaną swoją poprzednią okazję. Co więcej to Zawisza w samej końcówce miał piłkę meczową, gdyż do odbitego przez bramkarza gości strzału, dopadł Sylwek Pacześ. Jego strzał z ostrego kąta został jednak obroniony a spotkanie ostatecznie zakończyło się wynikiem remisowym.
Ciężko jednoznacznie stwierdzić czy ten wynik jest satysfakcjonujący. Po pierwsze przez większość spotkania toczyliśmy wyrównany pojedynek z silniejszym kadrowo rywalem i wielkim zaangażowaniem ograniczyliśmy poczynania Widzewa do minimum. Po drugie mieliśmy piłkę meczową, której nie udało się wykorzystać. Z drugiej strony być może zbyt małym doświadczeniem pozwoliliśmy doprowadzić do wyrównania, potem klasowym zagraniem popisali się goście i musieliśmy gonić wynik. Patrząc na miny schodzących do szatni zawodników widzieliśmy ich mały niedosyt i takie same odczucia towarzyszą także nam. Nikt nam nie zabierze jednak bardzo dobrej postawy w tym meczu i urwania jako pierwsi punktu wielkiemu faworytowi tego spotkania. Być może na zwycięstwo w takim meczu będzie trzeba jeszcze poczekać.
Nam podobała się jeszcze jedna rzecz. Trener Osiński doskonałe zdawał sobie sprawę z rangi tego spotkania i na pewno jak zwykle walczył o pełną pulę, jednak nie przeszkodziło mu to w umożliwieniu gry prawie wszystkim rezerwowym, którzy w większości dopiero co skończyli wiek juniora. Pokazał on tym samym, że szansę na grę ma każdy i każdy powinien walczyć o jak najlepszy wynik zespołu. Brawo!!!
BRAWO ZAWISZA!!!
Zawisza Rzgów - RTS Wdzew II Łódź 2:2 (1:0)
Bramki: Marcin Cander (karny), Przemysław Różycki (karny)