Po dwóch bardzo słabych pojedynkach przebudzili się zawodnicy pierwszej drużyny. Pokonali oni na własnym boisku rezerwy ŁKS-u 4:3.
Ostatnie popisy naszej drużyny w zespołami zamykającymi ligową tabelę były naprawdę trudne do przełknięcia i zaakceptowania. Zdajemy sobie sprawę, że kwestia awansu została już rozstrzygnięta i tylko kataklizm mógłby pozbawić Andrespolię Wiśniowa Góra promocji do IV ligi. A co za tym idzie z naszych zawodników uszło powietrze i momentami bardzo ciężko o prawidłową koncentrację. Nie tłumaczyło to jednak w żaden sposób gry jaka została zaprezentowana w dwóch ostatnich pojedynkach. Skoro w meczu z Włókniarzem Pabianice w drugiej połowie nie potrafimy stworzyć choćby jednej groźnej sytuacji to chyba coś jest nie tak. Pozycja wicelidera do czegoś zobowiązuje, a sami zawodnicy grają także o być może swój awans sportowy, bo już zaczynają do nas docierać słuchy o ruchach czy ewentualnościach transferowych. Skoro do tej pory stanowiło się siłę klasy okręgowej to nie można nagle stać się drużyną, z której zaczynają śmiać się dużo słabsi. Należy wykazać lub po prostu chcieć udowodnić swoją wyższość nad pozostałymi drużynami.
Mecz z rezerwami ŁKS-u potwierdził tylko to co napisaliśmy wyżej. Nie było co prawda oszałamiającej gry i wiemy jednocześnie, że stan murawy jest jaki jest i często zamiast pomagać to przeszkadza. Ale za to były chęci i ambicja, żeby pokazać że jednak drużyna potrafi stworzyć sytuację strzelecką, że potrafi i to dwukrotnie odwrócić niekorzystny wynik. Czyli jednak jak się chce i trochę się nad tym popracuje to jednak można.
Dziwny to był mecz ale zacznijmy od początku. Zawisza rozpoczął to spotkanie od dwóch dobrych akcji. Najpierw prostopadłym podaniem w pole karne do Arka Telesiewicza popisał się Piotrek Grzejdziak, ten pierwszy jednak nie trafił czysto w piłkę, a ta minęła bramkę gości. Następna akcja była chyba jeszcze lepsza, Damian Marcioch celnie zagrał piłkę wzdłuż bramki gości, ale niestety kolejny raz nie udało się jej wykończyć. Tym razem z piłką minął się Michał Łągiewczyk. 5 minut później niespodziewanie na prowadzenie wyszli łodzianie, którzy tak naprawdę oddali pierwszy strzał na naszą bramkę. Na trybunach kolejny raz konsternacja bo Zawisza przeważał, a na prowadzenie wychodzą nasi przeciwnicy. Kolejne minuty przyniosły powtórkę pierwszej części gry. W 15 minucie Zawisza stwarza kolejną groźną sytuację, ale Patryk Przybylski nie zdołał zakończyć jej strzałem. Potem mieliśmy jeszcze obroniony strzał Artura Kulika i historia zatacza koło bo drugi strzał oddaje ŁKS i przegrywamy 0:2. Przy tej bramce nie popisał się Mikołaj Raźny i ten gol na pewno obciąża jego konto. Taki obrót meczu nie wpłynął zbyt dobrze na naszych zawodników bo przestaliśmy stwarzać sobie równie dobre sytuacje jak na początku meczu. Sygnał do odrabiania strat dał Bartek Bronka, który przed oddaniem strzału zdołał jeszcze spojrzeć w kierunku bramki, a jego strzał po rykoszecie wpadł do bramki gości. Zawisza mógł jeszcze wyrównać stan meczu, ale po składnej akcji Piotrek Grzejdziak uderzył mocno niecelnie. Pierwsza połowa kończyła się zatem jednobramkowym prowadzeniem przyjezdnych.
Druga połowa rozpoczęła się w dużo spokojniejszym tempie niż pierwsza, a i scenariusz przebiegu gry uległ zmianie, choć sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. W 12 minucie drugiej połowy zdołaliśmy wyrównać po bramce Damiana Marciocha, który z 1 metra głową skierował piłkę do bramki. Gola w tej akcji powinien mieć na swoim koncie Grzejdziak, ale jego strzał instynktownie odbił bramkarz gości. Na szczęście w odpowiednim miejscu był wspomniany przed chwilą Marcioch. Kiedy wydawało się, że w końcu przejmiemy inicjatywę w tym spotkaniu goście oddali 3 celny strzał i ponownie wyszli na prowadzenie. Kilkoma podaniami rozklepali naszą obronę i pominięciu na samym końcu bramkarza skierowali piłkę do pustej bramki Zawiszy. Nasi zawodnicy na szczęście dalej wierzyli w dobre zakończenie tego pojedynku i krótką chwilę później ponownie doprowadzili do wyrównania, po bramce wprowadzonego niedługo wcześniej Arka Benduskiego. Dobrym ostatnim podaniem przy tym golu popisał się Grzejdziak. Nie był to jednak koniec emocji w tym meczu. Wydawało się, że z remisu nie będziemy się długo cieszyć, ale swój błąd z pierwszej połowy w doskonałym stylu naprawił Mikołaj Raźny. Tylko dzięki jego świetnej interwencji nie musieliśmy kolejny raz gonić wyniku. Potem tempo gry opadło, nasza drużyna miała jeszcze m.in. rzut wolny, który wykonywał Patryk Przybylski. Jego mocno strzał minął jednak światło bramki. Większość oglądających sobotni pojedynek zapewne powoli zaczęła już odliczać sekundy do końca meczu, dodając naszej drużynie jeden punkt, kiedy Zawisza na 40 metrze od bramki gości wywalczył rzut wolny. Do piłki ponownie podszedł Przybylski, który tym razem zdecydował się na dośrodkowanie w pole karne. Tam najwyżej do piłki wyskoczył Bartek Bronka, który musnął głową piłkę, ta zmyliła bramkarza przyjezdnych i wpadła do siatki dając nam zwycięstwo w tym zwariowanym spotkaniu.
Zawisza Rzgów – ŁKS II Łódź 4:3 (1:2)
Bramki: Bartosz Bronka x2, Damian Marcioch i Arkadiusz Benduski