Zapraszamy do przeczytania krótkiego wywiadu z opiekunem drużyny Orlików.
Zespół Orlików, jak i pozostałe nasze drużyny, nie próżnuje w zimowej przerwie miedzy rozgrywkami. Nam, pomiędzy odbywanymi treningami, udało się porozmawiać z trenerem Orlików - Marcinem Sikorskim. Zapraszamy do lektury.
Pierwsza runda w nowych barwach klubowych już za Tobą, czy z perspektywy czasu podjęcie pracy w Zawiszy możesz uznać za dobry ruch?
Marcin Sikorski - Witam. Na początku chciałem podziękować wszystkim tym, dzięki którym trafiłem do Rzgowa. Po połowie roku mogę powiedzieć, że to na pewno był krok do przodu. Każdy trener chce się rozwijać a Zawisza to taki klub, który organizacyjnie i sportowo może mi to zapewnić. Mam tu wszystko, by stać się lepszym trenerem.
Połowa sezonu i lider w swoich rozgrywkach, w 11 spotkaniach 9 zwycięstw, 1 remis i tylko 1 porażka, zaskoczenie czy jednak wiara w możliwości swojego zespołu?
MS - Nie nastawialiśmy się na żaden wynik, uważałem że trzeba być lepszym z dnia na dzień. Aczkolwiek przed sezonem rozmawiałem z kierownikiem drużyny, Adrianem Pogodą, i obaj stwierdziliśmy, że każdej przeciwnej drużynie ciężko będzie nas ograć. Przegraliśmy jeden mecz i z perspektywy czasu wydaje mi się, że dobrze się stało. To trochę ostudziło głowy chłopców i rodziców. Ale tak naprawdę powinniśmy przegrać już dwie kolejki wcześniej bo jako drużyna wyglądaliśmy słabo, wygrywaliśmy tylko dzięki pojedynczym zawodnikom. To, że osiągnęliśmy taki dobry wynik, to nie jest tylko moja zasługa. Na pewno nie jest tak, że przez dwa miesiące treningów przed sezonem można osiągnąć tak wysoki poziom u dzieci. Ja skupiłem się na rozmowie z chłopcami oraz nad taktyką i organizacją gry, za resztę mogę podziękować moim poprzednikom Panu Humerskiemu i Osińskiemu.
Wróćmy jeszcze na chwilę do słynnej już akcji z meczu z WNS Szkołą Gortata, po której ręce same składały się do oklasków, jakie uczucie towarzyszy trenerowi w takim momencie? Duma rozpiera czy jednocześnie jest to sygnał do jeszcze bardziej wytężonej pracy z drużyną?
MS - Paradoksalnie to był nasz najsłabszy mecz. Prowadziliśmy na początku spotkania i powinniśmy szanować piłkę, a my wdaliśmy się w walkę „cios za cios'', to najgorsze co mogło nam się przydarzyć. Co do samej akcji na pewno ciepło się robi na sercu jak się to ogląda. Jestem pod dużym wrażeniem tej akcji, bo o ile się nie mylę było w niej sześć podań bez przyjęcia. BRAWO!!!
Natomiast na pewno nie przestajemy trenować, chcemy być z każdym dniem lepsi. Co warte jest podkreślenia to to, że tej akcji pewnie wiele osób by nie zobaczyło, gdyby nie jeden z rodziców, który uwiecznił to „na taśmie'', za co serdecznie mu dziękuję.
Za wami turnieje halowe, w których osiągaliście bez wątpienia bardzo dobre rezultaty. Jednak niewiele zabrakło, aby zająć w nich jeszcze lepsze miejsca, gdyż dwukrotnie przegrywaliśmy po serii rzutów karnych. Jak na takie rozstrzygnięcia reagują sami zawodnicy?
MS - Jestem zły na to, że w ten sposób przegrywamy mecze, które powinniśmy wygrać w regulaminowym czasie. Ale taka jest piłka. Najważniejsze jest to, że w żadnym turnieju nie byliśmy słabsi od przeciwników, a były to bardzo dobre ekipy. Martwi mnie trochę reakcja chłopców, gdy dochodzi do rzutów karnych. Wtedy większość z nich nie chce strzelać. Wiem, że to ja jestem decydentem, ale nie o to chodzi, by wypychać ich na siłę. To źle działa na ich morale. Cieszyć może to, że po raz kolejny zdobywamy statuetki - najlepszego bramkarza i zawodnika. Co do bramkarza Marcela Lorentowicza to jestem przekonany, że jest to jeden z najlepszych, jak nie najlepszy bramkarz w tym roczniku. Za to Wiktor Chachuła to typ zawodnika „wojownika”, to serce naszej drużyny, to prawdziwy kapitan mojego zespołu. A prywatnie obaj to bardzo skromni chłopcy.
Przed nami przygotowania do nowej rundy, w młodzieżowych rozgrywkach okres zimowy jest dosyć długi, jak zamierzacie go wykorzystać? Domyślamy się też, że przerwa w treningach nie będzie zbyt długa?
MS - Ta drużyna jest nadal w budowie, ciągle przybywają nowi chłopcy. Chcemy każdemu dać szansę, żeby pokazał swoje umiejętności i zaangażowanie na boisku. Praktycznie nie przestajemy trenować. Gramy dużo sparingów, planujemy również udział w turniejach no i przede wszystkim obóz, na którym obecnie przebywamy. Od 22 do 28 stycznia naszą bazą treningową będzie ośrodek w Kleszczowie.
Czy przed drużyną Orlików postawione zostały jakieś cele na nadchodzącą rundę, czy też przede wszystkim dalej uczymy się grać w piłkę, a końcowy wynik schodzi na dalszy plan? Czy też może obydwie rzeczy mają iść ze sobą w parze?
MS - Już od pierwszej rozmowy z Prezesem i Zarządem Klubu nikt nie mówił o wynikach, nikt nie wymagał samych zwycięstw. Chcę podkreślić, że w Zawiszy Rzgów nie ma chorych ambicji. Patrzymy na rozwój chłopców i dziewczynek, a ten jest ogromny. To nie znaczy też, że Klub, mając na myśli Zarząd, się nami nie interesuje, jesteśmy w stałym obustronnym kontakcie. To, że jesteśmy tak wysoko, to też pomoc kierownika i rodziców, pomagają na tyle, bym mógł skupić się tylko na treningu.
Na koniec mam pytanie związane z Twoim nowym doświadczeniem trenerskim. Wiadomo, że przede wszystkim jesteś opiekunem naszych Orlików, ale ostatnio można było Cię zobaczyć także w roli trenera naszej żeńskiej III-ligowej drużyny. Czy prowadzenie żeńskiej drużyny nie różni się od prowadzenia Orlików, czy też jednak z którąś z drużyn jest zdecydowanie trudniej?
MS - Mam nadzieję, że nikomu się nie narażę jeśli powiem, że praca z seniorami jest trudniejsza. Natomiast nie ukrywam, że cieszę się z podjętej pracy z dziewczynami i jeszcze raz dziękuję wszystkim zainteresowanym stronom za zaufanie.
Dziękuję za rozmowę i życzymy Ci jak najlepszych wyników w nadchodzącej rundzie wiosennej.
MS - Dziękuję bardzo.