Miniony weekend najbardziej udany był dla pierwszej drużyny Zawiszy, pozostałe zespoły nie zanotowały już tak dobrych wyników.
Zawisza Rzgów - Orzeł Parzęczew 3:0 (2:0)
Bramki: Adrian Krzemiński, Bartosz Bronka, Damian Marcioch
Po perypetiach związanych ze stanem murawy po odbytych Dniach Rzgowa nasza drużyna ostatecznie musiała rozegrać swoje pierwsze ligowe spotkanie w roli gospodarza w Gutowie Małym. Jak się okazało zmiana lokalizacji nie okazała się pechowa, a nasza drużyna dopisała sobie kolejne 3 punkty. Pomimo, iż wynik wskazuje o naszym spokojnym zwycięstwie to jednak jak przekazał nam trener Michał Osiński nie było to wcale łatwe spotkanie. Mecz dobrze się dla nas ułożył bo w pierwszej połowie w przeciągu kilku minut udało nam się zdobyć dwie bramki, które dały nam mały zasób spokoju. W drugiej połowie jednak goście za wszelką cenę starali się zdobyć przynajmniej honorowego gola i kilkukrotnie napędzili nam stracha. Na szczęście nasza defensywa w tym spotkaniu nie pozwoliła sobie na utratę choćby jednej bramki, a w końcówce meczu udało nam się podwyższyć prowadzenie po akcji dwóch zmienników - asyście Darka Dolewki i bramce Damiana Marciocha. Kolejnym przeciwnikiem będzie UKS SMS Łódź, a spotkanie rozegrane będzie w niedzielę w Łodzi o godzinie 15.
PTC Pabianice - Zawisza Fiero Rzgów 1:1 (0:1)
Bramka: Natalia Popowska
To było pierwsze ligowe spotkanie w nowym sezonie dla naszych zawodniczek. Bramkę zdobyła debiutująca w zespole Natalia Popowska. Poniżej prezentujemy dwa opisy tego spotkania i wychodzi na to że remis należy uznać za szczęśliwy.
Opis z profilu facebookowego naszego zespołu:
"Po udanym pikniku piłkarskim mocno (ro)zgrzana ekipa dojechała na pierwszy mecz ligowy z naszymi sąsiadkami Pabianiczankami. Ogólnie świetnie rozpoczął się dla nas czas przedmeczowy - “raz, dwa, trzy na obronie stoisz dziś Ty!” - linia stoperów nie zawiodła i za sprawą różnego fatum nie pojawiła się na meczu albo była niedysponowana. Nie z takimi problemami sobie już radziłyśmy i dzisiejszy eksperyment o dziwo wypalił. (pewnie przez to palące słońce). Pierwsza połowa huuh.. rywalki chętnie biegały i rozgrywały trzeba im to przyznać. Żeby nie było głupio - postanowiłyśmy im potowarzyszyć, ale jak to kobiety - nie wszystkie. Mimo kolejnych prób rywalek to nasz nowy Król Albanii - Popek (tego radzimy bacznie obserwować) pognał z piłką, minął rywalkę i umieścił ją w bramce..
,,Czyżby to miał być ten dzień, dzień w którym w końcu urwiemy tym rywalkom punkty?” - zadawałyśmy sobie to pytanie.
Z każdą minuta było trudniej, twarde rywalki sprowadzały nas do parteru (o ile same sobie krzywdy nie zrobiłyśmy próbując złapać piłkę), sędziowie zachęcali do ciepłej wymiany zdań - ogólnie truudne sprawy…
Czas nie pędził dziś nieubłaganie, każda marzyła już o.. oone same wiedzą o czym, lecz ta mara jak bańka rozprysła na 3,1415..x oko 15min przed końcem spotkania. Rywalki wykorzystały niezdecydowanie sędziów co do kierunku autu i zakręciły naszymi 3 zawodniczkami - Aga (wyjątkowo dziś bramkarka) zachęcona radosną zabawą przy linii chciała dołączyć ale nie zdążyła.. i stało się pierwsza stracona bramka w sezonie. Rozpoczęła się walka z czasem, walka o pierwszy punkt. W tym momencie, jak jeden mąż każda chciała zagrać na obronie ( oprócz Robaka :D ). Dwojenia, trojenia i udało się. Końcowy gwizdek 1:1, radość, łzy i skurcze!
Skład:
Aga - wieczny pechowiec, kiedy ma szansę zagrać w polu zwalnia się wakat na bramce. Mimo to dała dziś radę.
Asia - do niedawna Pabianiczanka, obecnie Rzgowianka.. pewne wejście do nowej drużyny, dziś dzień konia.
Pati - standardowo wyczyszczone buty a z rozpędu i skrzydło i środek pola
Asia - nie zdążyła się rozgrzać by postraszyć rywalki a złapała kontuzję.
Domi - dziś ćwiczyła prawą nogę i dalekie wybicia w stylu “no look pass” - wersja dla amatorów (in. wyjebka gdzieś do przodu)
Popek - była tu, była tam, była wszędzie. W ramach wkupnego do nowej drużyny miała do wyboru - strzelić bramkę albo sprezentować C2H5OH. Dziewczyny niestety wody na treningu nie będzie
Roxi - dziś nasza środkowa pomocniczka nie mogła oczarować rywalek swoją techniką. My wiemy, że to tylko zasłona dymna przed kolejnym meczem - taki przyczajony tygrys, ukryty smok.. a w następnym pewnie czapki z głów.
Tyll - asekurowała środek, odpoczywając po odbytym spadochronowym locie.. Cieszymy się, że cało i zdrowo wylądowałaś. Zabrakło nam jej cudownych zagrań i niebanalnych uderzeń, więc czekamy na więcej
Mari - dzisiaj Tobin Heath zupełnie niewidoczna.. dopiero gdy zeszła do obrony przypomniała o swoim istnieniu.
Kama - co by to było gdyby zagrała na swojej nominalnej pozycji napastnika? Czy wynik byłby inny?
Robak - po cichu liczyłyśmy na jej bramkę.. ups, fizyka leży. Później się okazało, jak błędną odległość od bramki uwzględniłyśmy w obliczeniach. Dziś też dzień słonia.
Szmitka - najbardziej na pikniku szalała, niby “nie mam siły grać” a jednak zmuszona weszła na zmianę i zacieśniła szyki obronne. Jednak miała dylematy czy walić głową w piłkę czy o ziemię - ziemia wygrała.
Kinga - pierwsze minuty w oficjalnym meczu na dużym boisku - gdybyście widzieli tą radość z debiutu, aż przypominają się nasze pierwsze mecze!
Dzięki Jamnik, Santi, Ania, Trener za wsparcie i ciepłe słowo!
Dziękujemy drużynie z Pabianic za możliwość przełożenia meczu i licznie zebranym kibicom za dopingowanie
A tu opis spotkania z portalu zyciepabianic.pl:
"Już po czterech minutach „Perełki” powinny prowadzić 3:0. Najpierw po akcji Andżeliki Błoch i Joanny Błaszczyk, Karolina Kania z 7. metrów trafiła w bramkarkę, potem Błoch niecelnie zamknęła podanie Błaszczyk, wreszcie Kania w sytuacji sam na sam znów kopnęła w bramkarkę. Gdy w 15. minucie Kania wreszcie trafiła do bramki, sędzina odgwizdała (słusznie) spalonego. Niewykorzystane sytuacje zemściły się w 19. minucie, gdy po jedynej kontrze Zawisza objął prowadzenie. W pierwszej połowie przyjezdne pobiły rekord w ilości padów na murawę. Wiadomo przynajmniej, że boisko PTC po renowacji jest wręcz nieprzyzwoicie mięciutkie.
Do przerwy szczęścia próbowały jeszcze Błoch i Pabjańska, lecz zabrakło im precyzji. W grę PTC wkradł się chaos i niedokładność. Mimo tego, że nasze lepiej operowały piłką nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęły się mnożyć niewymuszone błędy.
Po zmianie stron PTC nadal przeważało, co udokumentowało w 59. minucie, gdy lewą stroną przedarła się Klaudia Bąbel i wyłożyła piłkę Annie Owczarz, która nie mogła spudłować, mając przed sobą pustą bramkę. Potem nasze zamiast iść za ciosem, znów się zacięły. Owczarz z 13. metrów uderzyła w ręce bramkarki, Bąbel nie trafiła do pustej bramki, zaś po strzale z daleka Błaszczyk bramkarka Zawiszy wyciągnęła się jak struna i z trudem sparowała piłkę na róg. W 78. minucie piłkę meczową miała Bąbel, lecz znów górą była bramkarka ze Rzgowa."
Kolejarz Łódź - Zawisza Rzgów 5:3 (1:1)
Bramki: Bartosz Tyl, Norbert Indyka, Konrad Stępniewski
Po pierwszej połowie wydawać się mogło, że to spotkanie jest jak najbardziej do wygrania. Co prawda na tablicy widniał wynik remisowy, ale to nasz zespół lepiej prezentował się w przekroju tej części gry. Niestety druga połowa, może pomimo dokonania wielu zmian, nie przyniosła poprawy wyniku. Co więcej drużynie gospodarzy udało się przechylić szalę na swoją korzyść. Na pewno w naszej grze raziła bierność w obronie i łatwość z jaką rywale zdobywali swoje bramki, które w zasadzie padały parami. Krótko po rozpoczęciu drugiej odsłony gry najpierw bezpośrednio z rzutu wolnego, a potem po golu z akcji rywale odskoczyli na dwie bramki. Te dwa trafienia przyniosły znaczną poprawę naszej gry i po dwóch prostopadłych podaniach i dobrych wykończeniach akcji udało naszej drużynie odrobić poniesione straty. Kolejarz wydawał się tym faktem mocno zaskoczony, ale nasza drużyna nie potrafiła jeszcze mocniej przycisnąć rywali aby wyjść w tym meczu na prowadzenie. Niestety kolejne minuty potwierdziły słabą grę w obronie i gospodarze ponownie po dwóch golach w krótkim odstępie czasu ustanowili wynik tego spotkania.