To już koniec naszego zmagania w rozgrywkach Pucharu Polski, we wczorajszym meczu nie sprostaliśmy drużynie ŁKS-u i przegraliśmy wysoko 0-6.

W sobotnie południe czekało nas kolejne spotkanie z bardziej uznaną i doświadczoną drużyną. Dodatkowo była też szansa na osiągnięcie najlepszego do tej pory wyniku z rozgrywkach Pucharu Polski. Uznając zasadę, że piłka nożna jest przede wszystkim dla kibiców, rozegranie meczu przełożono z środka tygodnia na dzień weekendowy, tak aby umożliwić w nim udział jak największej liczbie kibiców. Nie udało się powtórzyć rekordu frekwencji z meczu z Widzewem, ale na stadionie i tak pojawiła się spora liczba kibiców.

ŁKS przyjechał na nasz stadion w roli zdecydowanego faworyta, jednak Zawisza po cichu liczył na sprawienie niespodzianki. Przecież szczególnie w rozgrywkach pucharowych zdarzają się mecze, w których niekoniecznie wygrywa faworyt. Pierwsze 20 minut upłynęło raczej jako wyrównany pojedynek, każda z drużyn miała przynajmniej po jednej sytuacji do strzelenia gola. Początek złego dla naszego zespołu nastąpił wraz z kontuzją naszego środkowego obrońcy Piotrka Czernika. W 24 minucie goście wyszli na prowadzenie, a już kilka minut później podwyższyli prowadzenie na 2-0. Zawisza, już któryś raz z rzędu, niezrażony dwubramkową stratą dążył do strzelenia przynajmniej jednej bramki, dającej nadzieję na nawiązanie walki w tym meczu. I miał ku temu całkiem niezłe okazje. Najpierw główkę Huberta Rechcińskiego na samej linii bramkowej złapał bramkarz gości, a następnie wymarzonej stuprocentowej sytuacji sam na sam nie wykorzystał nasz najlepszy strzelec Łukasz Wiśniewski. Kto wie jak potoczyłyby się dalsze losy meczu, gdyby udało się nam zdobyć gola na 1-2. Niestety stare porzekadło, że niewykorzystane sytuację się mszczą, sprawdziło się i w tym przypadku. Jeszcze przed samą przerwą ŁKS strzelił swoją trzecią bramkę.

Druga połowa nie odwróciła już losów spotkania. Nasz przeciwnik kontrolował przebieg spotkania, a naszej drużynie nie udawało się groźniej zagrozić bramce strzeżonej przez Michała Kołbę. Na nasze nieszczęście rywal podwoił stan strzelonych bramek i spotkanie zakończyło naszą najwyższą porażką w tej rundzie 0-6. Nie da się ukryć, że ŁKS przewyższał naszych zawodników umiejętnościami oraz szczególnie organizacją gry i swoim ustawieniem. Bardzo często nasze akcje były już przerywane w środkowej części boiska, a szybko rozgrywana piłka i prostopadłe podania pomiędzy naszych zawodników siały zamęt w naszych obronnych szeregach.

Mecz ten jednak zbyt dużej ujmy naszym zawodnikom nie przynosi. Ogólnie wiadomo, że w tym sezonie najważniejsze są wyniki osiągane w rozgrywkach ligowych, co bezpośrednio doprowadzić ma do utrzymania w czwartoligowym gronie.

Dla Zarządu nastąpił czas na przeanalizowanie minionej rundy oraz wyciągnięcie właściwych wniosków, tak aby drużyna jak i jej gra nie była na pewno gorsza od tej z właśnie zakończonej rundy. Dla zawodników nastąpił wyczekiwany odpoczynek, gdyż liczba rozegranych meczów jak i ich częstotliwość wpłynęła na duże zmęczenie.

Zawisza Rzgów – ŁKS Łódź 0:6 (0:3)


Bramki:
Rafał Serwaciński 24, Aleksander Ślęzak 32, Mariusz Cichowlas 44, 51, Artur Golański 48, Łukasz Dynel 67

Zawisza: Zieliński – Czernik (16′ Grzejdziak), Piotrowski, Dolewka ż, Rechciński (76′ D. Sztandor) – Gałkiewicz, B. Sztandor (57′ Cander), Olszewski, Klimek – Perek, Wiśniewski (68′ Kulik).

ŁKS: Kołba – Filipiak, Zimoń (83′ Miller), Pawlak, Golański (68′ Pryzel) – Terentiev, Ostalczyk (57′ Kacela), Szumer (46′ Dynel), Cichowlas – Serwaciński, Ślęzak żż cz 75′.


Nie masz uprawnień do dodawania komentarzy